Płonął most. Kiedyś zapłonie Wisła

za:   http://www.radakapitanow.pl/news.php?readmore=66

Płonął most. Kiedyś zapłonie Wisła

kpt. ż.ś. Andrzej Podgórski

Pożar Mostu Łazienkowskiego – drugi już w jego historii oraz fakt trudności w jego gaszeniu, kuriozalny dla mnie fakt “pożyczania barki”, bo jednostka Straży Pożarnej była “świeżo malowana” (celowo przesadzam – była w przeglądzie) – zobligował mnie do napisania kilku słów na temat akcji kryzysowych na rzece. Abstrahuję już od tego, czy po jednym pożarze Mostu Łazienkowskiego w roku 1975 kuszono by ponownie losu, montując jakieś tandetne, drewniane pomosty – płonące jak pochodnia, bo nasączone łatwopalnymi środkami impregnującymi przeciwwilgociowo. Czy po nauczce sprzed 40 nie należałoby zmienić łatwopalne deski na pomosty metalowe – zwłaszcza, że służą one stale do nadzorowania instalacji biegnących pod mostem?W normalnych krajach zachowuje się zdrowy rozsądek i nie tylko nie dewastuje się dróg wodnych i nie tępi się żeglugi ale utrzymuje odpowiednie rzeczne jednostki, przydatne w różnych sytuacjach – niekoniecznie związanych wyłącznie z uprawianiem żeglugi (duża liczba statków w tym tankowce czy chemikaliowce rzeczne). Tego typu pożar jak w Warszawie opanowany byłby w ciągu bardzo krótkiego czasu. Zrobiłyby to doskonale wyposażone rzeczne stateczki z własnymi zbiornikami skutecznych środków gaśniczych, które stacjonowałby w Porcie Czerniakowskim lub w innym miejscu w Warszawie. 

Nie szukano by na gwałt jakiejś “barki”, z której można byłoby dotrzeć do źródła ognia niedostępnego w inny sposób niż z wody i gasić wyłącznie wodą łatwopalnych substancji.W Polsce z uporem godnym lepszej sprawy dyskryminuje się a wręcz niszczy nie tylko samą żeglugę śródlądową ale także infrastrukturę portów rzecznych. Burzy się porty pod budowę apartamentowców zamiast utworzyć w nich bazy małych i większych (stosownie do wielkości miasta i możliwości nawigacyjnych na rzece) jednostek pływających, zdolnych brać udział we wszelkich sytuacjach nadzwyczajnych. 

Pożar na rzece to nie tylko warszawski przypadek płonących pod mostem desek. To może być pożar pojazdu drogowego, szynowego (np. cysterny) na moście, do której nie można już dojechać, bo z obu stron płonie asfalt lub wybuch zniszczył przęsło a płynąca (i płonąca) rzeką, rozlana zawartość cysterny grozi innym różnym instalacjom nadrzecznym lub też innym mostom z podobnymi, bezmyślnymi drewnianymi pomostami. Straż pożarna to też akcje separowania wycieków substancji, mogących wywołać skażenie czy wręcz katastrofę biologiczną a wcale nie pochodzących – jak chcą ci walczący z żeglugą – ze statków, lecz z zakładów nad brzegami rzek. Mało ich w Polsce? Płock, Oświęcim, Brzeg Dolny… Można wyliczać zakłady chemiczne i rafinerie nad rzekami.

Z całym szacunkiem dla dzielnych strażaków, którzy w Polsce cieszą się słusznym szacunkiem i zaufaniem – ich możliwości a także umiejętności w zwalczaniu zagrożeń na rzekach są słabiutkie. Przyczyną jest zarówno brak odpowiedniego sprzętu jak i brak odpowiedniego szkolenia. Do pływania na rzece nie wystarczy przyśpieszony kurs stermotorzysty i raczej zupełnie nieodpowiednie jednostki pływające. Oparte w większości na hybrydowych konstrukcjach typu RIB nie nadają się do pracy w pożarze, gdzie płonąca na wodzie substancja lub spadający z mostu duży, płonący kawał dechy może przepalić gumową powłokę dmuchanej łodzi a większa fala lub podmuch (np. po eksplozji) może ją przewrócić. Potrzebne są jednostki o większej dzielności i “sile rażenia”: czyli ilości wody czy raczej piany podawanej działkiem ze zbiorników wbudowanych. Gaszenie pożaru na wodzie motopompą z przypadkowej “barki” to tak jakby gasić płonący, kilkupiętrowy dom gaśnicą samochodową. Reasumując; konieczne jest utrzymywanie na rzekach będących drogami wodnymi odpowiednich warunków nawigacyjnych oraz specjalistycznych jednostek w miastach posiadających (jeszcze!) infrastrukturę portową. Na jednostkach pływających strażaków powinny być załogi z “najwyższej półki” – doświadczeni kapitanowie potrafiący pływać w czasie powodzi i suszy, w nocy, w ostrym nurcie, w pobliżu budowli hydrotechnicznych i oczywiście w czasie pożaru. Tego nie nauczą na tych naprędce organizowanych kursach i najlepszym przykładem jest relacja, którą kiedyś zamieściliśmy na naszych łamach. 

Ćwiczenia strażaków na Odrze w Brzegu Dolnym. Sprzęt (i szkolenie) w porównaniu z przykładami na obrazkach powyżej – mizerne…

kpt. ż.ś. Andrzej Podgórski – Rada Kapitanów

foto:Janusz Fąfara,feuerwehrleben.de, fireboatfever.com, micharms.de

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *