Rozszumiały się głosy zdenerwowania, potępienia, mało tego są nawet tacy, co bardzo się martwią o jego przyszłość. Ja martwiłem się bardzo o niego wtedy gdy wprowadził odwołanie do Boga, do preambuły węgierskiej konstytucji. Bałem się, że skończy tak jak niedoszły premier Austrii, który nie dość, że wskutek oburzenia „wszystkich świętych” europejskich elit, premierem nie został, to jeszcze zginął w bardzo dziwnym wypadku. Orbanowi się to już chyba nie przydarzy. A utyskiwania nad Wisłą przypominają mi swoją zawartością coś, co pamiętam z bardzo dawnych czasów. Otóż kiedyś, dawno temu, jakiś znawca polityki światowej strasznie pomstował na któregoś z prezydentów USA za to, że jak napisał „dba on tylko o interes swojego kraju”. Człowiek ten nie mógł zrozumieć takiego postępowania.
Podobnie teraz rozmaici specjaliści i fachowcy od polityki nie mogą zrozumieć jak można łamać „unijną solidarność”. Tak jakby można było złamać, coś co już dawno zostało złamane, na przykład; przez położenie Rosyjsko – Niemieckiej rury na dnie Bałtyku, albo przez zakaz wsparcia polskich stoczni kiedy enerdowskie są obficie dotowane, i tak dalej.
Victor Orban, premier małego i biednego (w porównaniu na przykład z Polską) kraju dzielnie walczy o jego interesy na europejskiej arenie. Walczy i wygrywa. Na przykład we wtorek poprawił swoją umowę z Gazpromem, a my nawet nie próbowaliśmy. Wygrywa z Putinem w przeciwieństwie do wysłanników Unii, którzy w Mińsku od satrapy nie wytargowali niczego szczególnego. Nawet ci, którzy porównywali złośliwie to porozumienie z niesławnym Monachium 1938, też przyznawali, że to porównanie na wyrost, bo tam przynajmniej nikt nie kłamał. To o Monachium powiedziano: „Mieli do wyboru wojnę i hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę będą mieli później”. Orban wyboru nie ma. Nie reprezentuje mocarstwa. Nie ma siły i musi nadrabiać inteligencją, sprytem, odwagą i rozwagą. Dał w twarz Unii, kupując elektrownię atomową od Rosji, a i tak Niemcy wybudują u niego swoją fabrykę samochodów. A co my zyskaliśmy za swoją uległość?
„Specjaliści” od polityki rozpaczają nad upadkiem z jego powodu „unijnej spójności” i znowu pudło, bo coś takiego nie za bardzo istnieje. Można by nawet powiedzieć, że wcale. Bo na przykład, co głównie zawierają unijne traktaty?
Otóż bardzo dużo miejsca jest w nich poświęcone opisaniu wyjątków od zasadniczej treści, które różne kraje sobie wytargowały.
A już zupełnie mnie rozśmieszył pewien pan, który w zaistniałej sytuacji stanowczo przestrzegał przed kopiowaniem węgierskiej polityki. Jak w ogóle można wpaść na pomysł, aby naśladować politykę innego kraju? Przecież nie ma dwóch takich samych państw na świecie. Każdy musi wiedzieć sam, czego chce i jak to zdobyć. No, a poza tym, aby przynajmniej w jakimś stopniu naśladować Victora to trzeba by mieć to coś, co on ma, a inni nie mają.