Wpływy kosmiczne

za:  http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3296          polecam

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    4 stycznia 2015

michalkiewiczRosyjski historyk Lew Gumilow, znany w Polsce m.in. z monumentalnego dzieła „Cywilizacja Wielkiego Stepu” twierdzi, że przyczyną zjawiska nazywanego przezeń „pasjonarnością”, są wpływy kosmiczne. „Pasjonarność” polega na tym, że lud przez całe wieki pogrążony w letargu i marazmie, nagle ni stąd ni zowąd nabiera niesłychanego wigoru, wyłania z siebie charyzmatycznych przywódców, którzy prowadzą go do podbojów i ekspansji. Tak właśnie było, zdaniem Gumilowa, w przypadku Mongołów, którzy pod przywództwem Czyngis Chana stworzyli największe lądowe imperium w dziejach świata. Oczywiście tłumaczenie takich rzeczy wpływami kosmicznymi przypomina westchnienie bezradności – ale z drugiej strony niepodobna zaprzeczyć, że coś może być na rzeczy.

Oto na przykład w Polsce rok 2015 z całą pewnością będzie obfitował w rozmaite szaleństwa – chociaż wcale nie będą one musiały zmierzać do wydobycia naszego narodu z marazmu i letargu. Mam oczywiście na myśli wybory na stanowisko prezydenta państwa, które według wszelkiego prawdopodobieństwa odbędą się w maju oraz wybory do Sejmu i Senatu, które powinny odbyć się jesienią. To są tzw. terminy konstytucyjne, ale niepodobna nie zauważyć, że konstytucja jest tu tylko pretekstem, bo tak naprawdę chodzi o wpływy kosmiczne. Kadencja prezydencka trwa lat 5, a parlamentarna – 4 lata. Każdy rok zaś – jak wiadomo – oznacza pełny obieg Ziemi dookoła Słońca, a więc – zjawisko par exscellence kosmiczne, podobnie zresztą, jak i jesień oraz pozostałe pory roku.

Gdyby oś ziemska ustawiona była do płaszczyzny ekliptyki pod kątem prostym, nie byłoby żadnych pór roku. Ponieważ jest ustawiona pod mniejszym kątem, mamy pory roku. Jak widzimy już choćby na tym przykładzie, od zjawisk natury kosmicznej zależy znacznie więcej, niż nam się wydaje, a przecież to dopiero początek dziwów. Oto mija pięć lat od ostatnich wyborów prezydenckich w roku 2010 i znowu znaczna część obywateli zacznie popadać w amok tym większy, im bardziej zbliżać się będzie termin wyborów prezydenckich, nie mówiąc już o jesiennym terminie wyborów parlamentarnych. Owszem, można powiedzieć, że ów amok wynika również z przyczyn które z wpływami kosmicznymi nie mają nic wspólnego – że na przykład zaplecze polityczne wybranego prezydenta, czy zwycięskiej partii będzie mogło doić Rzeczpospolitą bez oglądania się na jakiekolwiek pozory przyzwoitości – ale tak czy owak nikt nie zaprzeczy, że wpływy kosmiczne też odgrywają w tym wszystkim pewną rolę – być może znacznie większą, niż nam się wydaje. Cóż bowiem tak naprawdę możemy wiedzieć o różnych zagadkowych wpływach, na przykład kosmicznych?

Weźmy na przykład cztery wiekopomne reformy charyzmatycznego premiera Buzka. Jedną z nich była reforma systemu ochrony zdrowia, przeprowadzona według pomysłu, by „pieniądze szły za pacjentem” – oczywiście po to, by temu pacjentowi przychylić nieba. Niestety wszelkie reformy, a więc również wiekopomne reformy charyzmatycznego premiera Buzka, mają podwójne cele: deklarowane i rzeczywiste. Cele deklarowane zwykle są bardzo patetyczne i atrakcyjne, ale maja to do siebie, że albo się pojawią, albo nie. Przeważnie zresztą się nie pojawiają. Natomiast rzeczywiste cele reform tym się charakteryzują, że muszą się pojawić i z reguły pojawiają się natychmiast.

Tak właśnie było w przypadku wiekopomnej reformy ochrony zdrowia. W jej następstwie pieniądze, które pod pretekstem „składki na ubezpieczenie zdrowotne”, władze państwowe zrabowały obywatelom, być może podążyły za pacjentami – jednak w takiej odległości, że wszelki kontakt, nie tylko wzrokowy, ale również każdy inny, został natychmiast zerwany – i tak jest aż do dnia dzisiejszego.

Bo rzeczywistym powodem wiekopomnej reformy systemu ochrony zdrowia hBuzekpodjętej przez charyzmatycznego premiera Buzka, było tak zwane „zawłaszczenie państwa”, dokonane w latach 1993-1997 przez pozostającą przy rządzie koalicję SLD-PSL. Partie te poumieszczały członków swego zaplecza politycznego na synekurach w sektorze publicznym w taki sposób, że nawet zmiana rządu nie mogła ich z tych posad wysadzić. Kiedy więc w roku 1997 wybory wygrała Akcja Wyborcza „Solidarność”, okazało się, że w sektorze publicznym nie ma wystarczającej liczby synekur, którymi można by wynagrodzić członków zaplecza politycznego zwycięskiej koalicji. Tedy charyzmatycznemu premieru Buzku nie pozostało nic innego, jak zainicjować cztery wiekopomne reformy, których rzeczywistym celem było stworzenie nowych, licznych synekur w sektorze publicznym.

I rzeczywiście – każda z wiekopomnych reform doprowadziła do pojawienia się mnóstwa nowych synekur w sektorze publicznym, chociaż żadna z nich nie przychyliła nieba obywatelom – bo to było tylko celem deklarowanym. Jak pamiętamy, utworzenie takiej liczby synekur doprowadziło do pojawienia się tzw. „dziury budżetowej” to znaczy – skokowego zwiększenia deficytu budżetowego do kwoty 90 miliardów złotych rocznie, która później została nieco zmniejszona przy pomocy zwiększenia ucisku podatkowego. Jednym z takich konglomeratów synekur były tzw. „kasy chorych” – 16 terytorialnych i jedna „mundurowa”. Obsadzono je członkami zaplecza politycznego AW”S” – Unii Wolności, które pozostawały w koalicji aż do czerwca 2000 roku, kiedy to Leszek Balcerowicz Unię Wolności z koalicji wyprowadził w zamian za poparcie jego kandydatury przez prezydenta Kwaśniewskiego na prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Charyzmatyczny premier Buzek wyciągnął wnioski z „zawłaszczenia państwa” dokonanego wcześniej przez koalicję SLD-PSL i obwarował synekury w „kasach chorych” takimi zabezpieczeniami, że nawet zmiana rządu nie mogła doprowadzić tam do żadnych ruchów kadrowych. Toteż kiedy w roku 2001 wybory parlamentarne wygrał SLD, premieru Leszku Milleru nie pozostało nic innego, jak zlikwidować „kasy chorych”, a w ich miejsce utworzyć Narodowy Fundusz Zdrowia, obejmujący 16 oddziałów terytorialnych. NFZ został już obsadzony personalnie jak się należy – a każdemu z tych etapów „dalszego doskonalenia” wiekopomnej reformy systemu ochrony zdrowia towarzyszyły zapewnienia, że to wszystko dzieje się gwoli przychylenia nieba pacjentom. Działalność NFZ polega na tym, że pieniędzmi zrabowanymi wcześniej pacjentom płaci on szpitalom, przychodniom i lekarzom za usługi medyczne, decydując zarówno o ich standardzie, jak i dostępności.

W rezultacie lekarze zrzeszeni w tzw. „porozumieniu zielonogórskim” odmawiają podpisania zgody na wykonywanie usług medycznych na warunkach podyktowanych przez NFZ, w związku z czym co najmniej jedna czwarta przychodni tzw. „pierwszego kontaktu” będzie po Nowym Roku nieczynna aż do odwołania. Pan minister Arłukowicz, który, mówiąc nawiasem, otrzymał to stanowisko nie w rezultacie jakichś wybitnych umiejętności zarządzania ochroną zdrowia, tylko w nagrodę za przejście z SLD do Platformy Obywatelskiej, straszy lekarzy jakimiś konsekwencjami („król srogie głosi kary…”), ale zdaje się bez pokrycia, jak zresztą wszystko w naszym nieszczęśliwym kraju. Pacjenci może by jakoś bez tych przychodni się obyli, ale nie mogą, bo NFZ ustalił procedurę, według której wizyta pacjenta u lekarza-specjalisty może dojść do skutku dopiero wtedy, gdy lekarz „pierwszego kontaktu” wypisze mu stosowne skierowanie.

Zatem system dręczenia pacjentów jest właśnie domykany i to w sposób niesłychanie widowiskowy – mimo to jednak zdecydowana większość obywateli uważa utrzymanie państwowej służby zdrowia za wielką zdobycz ludu pracującego. Wyjaśnienie tego zadziwiającego fenomenu inaczej, jak tajemniczymi wpływami kosmicznymi, wydaje się niemożliwe, a w każdym razie – nietaktowne, bo jeśli nie tajemnicze wpływy kosmiczne, to tylko głupota.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *