Jak to rozumieć? Dlaczego aż dwa razy?

sokolka

Jacek Bezeg

Nie jest to temat dla mnie. Wiem, że do niego nie dorastam. Ale skoro nikt się do tego nie bierze, to może będzie mi wybaczone, że ja spróbuję.

Chodzi mi o rzeczy, które niejako z definicji nie zdarzają się często, o cuda. Dokładniej o dwa Cuda Eucharystyczne, które miały miejsce w Polsce nie tak dawno.

Pytania są dwa.

Pierwsze zwyczajnie: Dlaczego?

A drugie: Dlaczego dwa?

O ile zwykle interwencje Boże (jeśli w tej materii słowo „zwykle” może mieć sens) pozwalają ulżyć w cierpieniu fizycznym jakiejś osobie, to Cud Eucharystyczny ma naturę zupełnie inną. Ulga w cierpieniu dokonuje się na prośbę potrzebującego i niejako w nagrodę za jego silną wiarę. Jezus powiadał nawet wręcz „Wiara twoja cię uzdrowiła”.

Opisane wcześniejsze Cuda Eucharystyczne miały „powody” zgoła odwrotne. Hostia przemieniała się cudownie w rękach kapłana wątpiącego. Rolą takiego wydarzenia było więc umocnienie, czy nawet odbudowanie wiary. Cud taki jest więc rodzajem upomnienia się Boga o należny mu hołd, a nie nagrodą. Jest próbą „przywołania do porządku” pojedynczego człowieka, lub większej wątpiącej społeczności.

Nic nie wiemy o podobnych problemach w przypadku uczestników i świadków tego co stało się w Sokółce i Legnicy. Niestety, aż za dobrze wiemy co stało się, co dzieje się w kościołach w Polsce i na całym świecie. Nie trzeba być bardzo religijnym, wystarczy być rozsądnym, by zauważyć, jak w ostatnich dziesięcioleciach zmieniło się traktowanie właśnie Ciała Chrystusa. Nawet zawzięty ateista zobaczywszy, że kapłani odwróceni są teraz do Niego tyłem, a pamiętający jak było kiedyś wypowie pod ich adresem uwagi bardzo krytyczne.

Nie są więc aż dwa Cuda Eucharystyczne w Polsce powodem do dumy. Można ewentualnie się cieszyć, że Bóg zwrócił się właśnie do nas, ale nie należy zapominać, iż są to upomnienia, a z upomnień cieszyć się nie ma powodu. Większa ilość upomnień świadczy zaś tylko i wyłącznie o większej tępocie upominanego.

No i faktycznie. Nadal jest jak było. Prawie nic się nie zmienia. Doktorzy, profesorowie teologii, biskupi, arcybiskupi, a nawet kardynałowie w Polsce i na świecie nie przejmują się tak przecież wyraźnymi znakami. Mają jakieś swoje prywatne kontakty, objawienia czy może tajemne konferencje z Duchem Świętym, który im mówi aby zachowali spokój i kamienną twarz?

A szeregowi katolicy, zwykli wierni? Też się niespecjalnie przejmują orzeczeniami lekarzy badających Ciało Chrystusa, potwierdzającymi, że faktycznie to jest Jego Ciało, a konkretnie serce w dodatku właśnie konające, nieustannie konające.

Cała ta wielka obojętność jest moim zdaniem miarą naszego upadku, a dokładniej odczłowieczenia. „Czekamy na powtórne Jego przyjście”.

Ale czy On Stwórca tego świata ma tu do kogo przyjść?

Czy jest tu jakiś człowiek?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *