Jacek Bezeg

Ostatnio wiele się słyszy o wojnie. Że zagraża, że nie powinniśmy dać się wciągnąć, bo musimy przetrwać. W związku z tym nasuwają mi się pytania na które nie umiem sobie odpowiedzieć.
Jeśli mamy być sprowokowani do napaści na kogoś, to na kogo mielibyśmy napaść?
Nie widzę w okolicy nikogo, na tyle słabego, aby napaść na niego naszych prawie nie istniejących wojsk miała jakikolwiek sens i choć drobne szanse na powodzenie.

Rozkaz do takiej napaści nie leży w gestii szeregowych obywateli. Te apele należałoby więc kierować do generalicji.

Druga możliwość jest odwrotna. Ktoś może chcieć napaść na nas. Chętnych może by się i znalazło wielu, zwłaszcza, że „na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”, ale i tu też wielkiego sensu w takiej napaści nie widzę, bo przecież wszelakie służby rozmaitych poważniejszych od naszego państw działają tu sobie jak chcą i nikt im specjalnie w tym nie przeszkadza. Z drugiej strony napadnięci nie mielibyśmy specjalnie okazji by się zastanawiać, „czy dać się wciągnąć, czy nie”. Trzeba by się po prostu bronić. Układy z NATO mamy takie (o ile dobrze pamiętam), że jeśli przez miesiąc nie damy się pobić, to potem już oni nam pomogą.
Tylko co by to by to była za obrona skoro ludzie (bandytów nie licząc) ani karabinów nie mają, ani strzelać z nich nie umieją.

Jaki więc sens mają te kierowane do szerokiej publiczności pacyfistyczne apele. Zachodzi podejrzenie, że „oni” coś szykują. Jest to coś co mogłoby się nie udać gdyby „nasza” strona się temu zdecydowanie sprzeciwiła i dlatego takie ślą apele.
Dlatego pozwolę sobie zaapelować odwrotnie.
Bądźmy silni, zdecydowani, odważni, zorganizowani i uzbrojeni.

A może ktoś zna odpowiedzi na wyżej postawione pytania?