Metoda czołgowa

za:  http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=15202&Itemid=119

Marcin B. Brixen

http://naszeblogi.pl/53707-metoda-czolgowa

Wokół działo się coś dziwnego i niepokojącego.
– Boję się rządów… – szepnął dziadek Łukaszka patrząc przez okno.
– I słusznie – kiwnęła głową zadowolona mama Łukaszka. – Obawa ta jest ze wszech miar słuszna. Bo gdy poprzednicy wrócą do władzy to zapanują terror i przerażenie…
– Ale ja się już teraz boję! – dziadek odwrócił się gwałtownie.
Mama Łukaszka była nieprzyjemnie zaskoczona i spróbowała zmienić temat pytając kiedy będzie obiad.
– Zupa już się gotuje – poinformowała babcia Łukaszka.
– Znowu zupa… Choć raz może jakiś kotlet…
– Mięsa nie ma, rzeźnika aresztowali.
– A, pewno kradł.
– No właśnie on nie. Doniósł na tych co kradli i go aresztowali.
– Boję się, że jutro też będzie zupa – rzekł Łukaszek.
– A tam zupa – machnął ręką dziadek Łukaszka. – Ja się boję czego innego.
– Czego?
– Otóż… Wszędzie są ślady gąsienic! – wypalił dziadek Łukaszka.
– To normalne, wiosna idzie – odparła siostra Łukaszka i została wyrzucona za drzwi.
– Gąsienic czołgowych! – wzburzony dziadek zamknął drzwi pokoju i oparł się o nie.
– Skąd dziadek wie, że czołgowych? – Łukaszek był sceptyczny. – A może to spychacz jechał?
– Nie, on ma rację – tata Łukaszka siedział przy stole i nerwowo mieszał herbatę. Nie chciałem wam mówić, ale… Na portalach internetowych z pojazdami używanymi jest więcej ofert czołgów niż samochodów…

Zapadła cisza.
– Internet kłamie – próbowała mama Łukaszka.
– Ja też nie chciałam mówić… – powiedziała cicho babcia Łukaszka. – Ale wczoraj w sklepie rybnym znalazłam łuskę… Ogromną…
– To pewno od suma – mama Łukaszka nie poddawała się. – Nie można tak mówić! Nie można tak straszyć!

Ale już następnego dnia mama Łukaszka przekonała się, ż tymi czołgami rzeczywiście jest coś na rzeczy. Poszła bowiem z Łukaszkiem do osiedlowego sklepiku, weszli do środka. Mama Łukaszka chciała kupić jakiś drobiazg spożywczy, gdy stopniowo zaczął narastać okropny hałas.
– O Boże – sprzedawca pobladł gwałtownie.
– Proszę mnie nie epatować swoją religią – fuknęła mama Łukaszka. – Bo nic nie kupię!
– Na zakupy już chyba za późno – Łukaszek odskoczył od drzwi. – Jedzie tu czołg!
Mama Łukaszka roześmiała się serdecznie, ale uśmiech zamarł jej na ustach. Najpierw hałas jeszcze wzrósł, potem pojawił się cień, a na koniec rozpadła się szyba wystawowa i do sklepu wjechał czołg.
– O Boże – powtórzył przerażony sprzedawca.
Otworzyła się klapa włazu na wieży i wyjrzało z niego dwóch młodzieńców.
– To jest stan wojenny! Dawać wszystkie chipsy i batony!
– Ja wam dam stan wojenny! – sprzedawca odzyskał rezon. – Idzie tu policjant! Zaraz wam pokaże!
Ale na młodzieńcach jakoś nie zrobiło to wrażenia.
– Dzień dobry! – funkcjonariusz wspiął się na czołg i podał coś jednemu z młodzieńców.
– Co to jest???
– Mandat z fotoradaru. Odcinkowy pomiar prędkości. Na bramce przy osiedlowym trzepaku zarejestrowało was o tej i o tej godzinie, a na bramce przy trafostacji o tej i o tej. Ponieważ dystans wynosi tyle i tyle metrów, średnia prędkość wychodzi trzysta dwadzieścia siedem kilometrów na godzinę. Mandat wynosi czterysta euro i sześćdziesiąt siedem punktów karnych.
– Przecież to czołg, on tak szybko nie pojedzie! – nie wytrzymał Łukaszek.
– Właśnie! – poparł go drugi młodzieniec.
– To jak panowie to zrobili, że tak szybko pojawiliście się na drugiej bramce? Fizyka nie kłamie.
– Kłamie, bo… My… Przejechaliśmy trawnikiem…
– A, trawnikiem… – policjant wspiął się ponownie na czołg i podał kolejny papierek. – To tu drugi mandat. Za niszczenie zieleni.
– Jak to, jeszcze jeden?! – zdenerwował się pierwszy młodzieniec.
– A co z drugim?! Przecież on niesłusznie! – wtórował mu drugi.
– A co z moim sklepem, napadli go, zniszczyli! – krzyczał pan sprzedawca.

Ale policjant już sobie poszedł.
– Co za kraj, wszyscy tylko patrzą jak cię okraść! – pieklił się pierwszy młodzieniec. – Hej, panie! Niech no pan do tych chipsów i batonów dołoży też kasę!
– To jest napad! – zapiał pan sprzedawca.
– Ależ skąd! Nie napad tylko stan wojenny!
– A dlaczego panowie napadają czołgiem? – Łukaszek zadał pytanie, które cały czas chodziło mu po głowie.
– No jak to? – zdumiał się drugi młodzieniec. – Przecież wszyscy tak robią! Za napad po batonik jest dwadzieścia lat bezwzględnego więzienia! A za stan wojenny z czołgiem w ręku Kisław-Czeszczak dostał tylko dwa lata w zawiasach! Więc teraz wszyscy…
– Jakie to szczęście – odetchnęła z ulgą mama Łukaszka – że nie rządzi opozycja! Królowałyby terror i przerażenie!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *