Kopalnie, a przekazanie Śląska Niemcom poprzez gospodarczy upadek.

za:    http://gazetawarszawska.com/pugnae/984-slaskaniemcom

Krzysztof Cierpisz

Umowa między Kopacz a związkami zawodowymi jest zwykłym oszustwem popełnionym ze szkodą dla Polski jako całości, Śląska jako regionu, górników jako ludzi.

Jako były „Solidaruch” , który ponosi współodpowiedzialność za powstanie i rozbudowę „Solidarności”, co dało główny przyczynek do obalenia „nieludzkiego systemu”, a dalej doprowadziło do powstania jeszcze gorszego tworu politycznego niż jego poprzednik, mam elementarny obowiązek ekspiacyjny zabrać głos w sprawie tej najnowszej farsy PRL-bis, jaką związki zawodowe – w tym „Solidarność” – urządziły górnikom do spółki z Kopacz (premier).

Zabieram tu głos, chociaż od stanu wojennego mieszkam poza Polską i naturalnie sprawy polskie znam gorzej niż moi koledzy, którzy zostali w Polsce. Oni jednak milczą. Widocznie uposażenia które biorą jako działacze zawiązkowi lub dyrektorzy są tak duże, że dźwiganie tego wypchanego portfela jest ciężkim dla nich brzemieniem i sił nie starcza na nic więcej,….. dlatego milczą tak zawzięcie. Jako jedyny albo jeden z nielicznych zabieram zatem głos w sprawie.

Zawarte porozumienie to zaplanowanie warunków do dalszego upadku gospodarczego Śląska. Szkody te i ich skutki, także psychologiczne, mają doprowadzić do stworzenia sprzyjających warunków na przekazanie Śląska pod kontrolę Niemcom, które zaraz po tym „polnische Wirtschaft” wniosą do regionu niemiecki „ład i porządek” oraz bezpieczeństwo socjalne umęczonym górniczym rodzinom.

A nie będzie to nic nowego na polskiej ziemi. W końcu te wszystkie reformy po-okrągłostołowe były niczym innym, jak sabotażem gospodarczym, który miał zniszczyć gospodarkę oraz administrację państwową, a najbardziej nawet przywiązanych do państwowej czy polskiej formy działalności zmusić do szukania roboty u obcego, no i spowodować, by tym chętniej głosować za wstąpieniem do EU jako formy ratunku przed polską nieudolnością i korupcją. Było to dobrze przygotowane przez żydowskiego dyrektora banku państwowego Izraela, którzy za panowania Barcewicza przyjechał do Polski. To ten izraelski bankier – a nie głupawy Balcerowicz – mając udostępniony przez tegoż groteskowego Balcerowicza pełny wgląd i dostęp do polskich tajemnic finansowych ustalił kurs dolara do złotego, który wtedy wyniósł 1USD=10.000PLZ. ( czyli 1 zł (PLN) po denominacji w 1995)

Kurs ten całkowicie wykończył polski export, w okresie kiedy polska gospodarka była wybitnie od niego uzależniona. Natomiast szczególnie faworyzował import, który wykończył polski przemysł. Szczególnie mocno uderzono w export węgla – jego opłacalność – bo kurs złotego do dolara był najzwyczajniej zawyżony. I to zawyżenie nie było marginalne, lecz kilkakrotne. Potem po zniszczeniu gospodarki kurs z kolei mocno zaniżono (w szczytowym momencie dolar kosztował ok 4,6 zł, obecnie ok. 3,6 zł), by tym łatwiej wykupywać Polskę „za grosze”. Ta nowa polska waluta (stały kurs do dolara) nadawała się bardzo dobrze do życia ponad stan, robienia prywatnych zakupów zagranicznych towarów, czy też do odbywania niekończących się wycieczek Polaków po różnych krajach świata. Był to luksus prowincjonalnych prostaczków, którzy wypuszczeni nagle zza żelaznej kurtyny pomagali polskiej gospodarce w jej ekonomicznym upadku, bo masowymi wydatkami przykładali ręki do dramatycznego wręcz wzrostu importu. Reszty dopełniła ręcznie sterowana polityka celna, pozostająca w rękach takich skorumpowanych polityków jak Bielecki, która umożliwiała różne przekręty w handlu produktami masowymi – też ze szkodą dla bilansu handlowego jako całości.

Wtedy to zaczęto przekręty także i na węglu: kopalnie, mając problem ze zbytem, oddawały nieodpłatnie wielkie ilości węgla w ręce różnej maści spółkom nomenklaturowym, które brały ten węgiel w kredycie, ale nigdy zań nie płacąc. Kłopoty z ekonomią polskiego węgla tak właśnie się zaczęły, a to przy zachęcającej przestępców pasywności władz – która faktycznie trwa do dzisiaj. Potem nastąpiła era EU, gdzie rynek węgla został równocześnie urynkowiony, ale też zarazem poddany rygorom gospodarki nakazowej. Takie kuriozum nie było możliwe nawet w Rosji bolszewickiej u szczytów jej żydowskiego obłąkania, to znaczy jej lat 30-tych. To, co jednak nie było możliwe u bolszewików, jest możliwe teraz w UE, bo nie na darmo diabeł przeniósł się z Kremla do Brukseli, a tam dalej udoskonalił swe i tak dobrze wypraktykowane prawa i regulacje, które dotkliwie odczuwamy na naszym grzbiecie.

Całość tych unijnych praw i regulacji obciąża polską gospodarkę jak autentyczne niewolnicze jarzmo. Cała masa absolutnie czysto rabinicznych nakazów i zakazów oraz różnych absurdów dała jednak całkiem „racjonalny” rezultat jednostronnej kradzieży naszego polskiego mienia. Widać to na przykładzie polskich stoczni, cukrowni, cementowni, przemysłu maszynowego: wszytko przeszło w niemieckie ręce, a to, czego nie dało się przejąć, to zniszczono, a tereny zaorano. Bo faktycznie nie chodzi tu o zaspokojenie potrzeb pazernej kradzieży, ale o zniszczenie naszych własności i struktur organizacyjnych, a co nas samych ma doprowadzić do unicestwienia.

Kiedy teraz obecnie Polska jest totalnie wyniszczona – bo niczego już nie posiada oprócz taniej i łagodnej w obyciu siły roboczej, przyszła pora na zajęcie Śląska jako całości. To bez konieczności użycia siły zbrojonej. Pokojową alternatywą odbicia Śląska i przyłączenie go siłą do Niemiec jest zarząd komisaryczny Unii, który z kolei jest pod kontrolą rządu i kapitału Niemiec. Zarządy komisaryczne pod hasłami demokracji, gospodarki wolnorynkowej, ochrony środowiska sprawują faktyczną, nieludzką władzę uzewnętrzniającą się poprzez ręczne sterowanie każdym obszarem lub dziedziną naszego życia w tym diabelskim kibucu o nazwie EU.

Ten system komisaryczny, głoszący demagogiczne hasła wolności wolnorynkowej, w miarę doraźnych potrzeb tajnej koterii stosuje najbardziej bezczelne i brutalne, czysto kolonialne metody sterowania ręcznego, buduje przeróżne ekonomiczno-prawne zapory, które według także własnego widzimisię otwiera lub zamyka, przesiewając tym samym lepszych od gorszych. Polakom nie mieści się w naiwnej głowie to, że organizacja międzynarodowa nie kieruje się zasadami ogólnymi, ustalonymi prawami, ale ordynarnym naginaniem reguł ogólnych do doraźnych potrzeb koterii.

Ale tak właśnie jest. Władze Unii można porównać jedynie do szulerów karcianych, którzy przy wódce zmawiają się, aby ograć jakiegoś frajera, który właśnie z pensją w ręku ponownie wstąpił do nich na chwilę, do ich meliny po to, aby odegrać się z przegranej z poprzedniego miesiąca. Frajer nie rozumie tego, że szulerzy ci tak się zmówią, tak naznaczą karty, że i tym razem – on ofiara – zostawi u nich znowu całą pensję, którą oni później podzielą miedzy sobą i solidarnie, i sprawiedliwie. IDENTYCZNIE JEST W EU. Do karcianych szulerów należą Niemcy, Anglia i Francja, a krupierem wydającym karty jest żyd międzynarodowy, czyli taki, który siedzi np. i w Polsce, frajerem zaś jest Polska, która już po raz kolejny przystępuje do gry z coraz to chudszą pensją miesięczną, a w ramach rekompensaty przynosi rodowe srebra jako „pokrycie ręki”.

I tak dochodzimy do polskiego członkowska w EU z wybranym zagadnieniem Śląska, a nie węgla. W problemie „nierentownych kopalń” wcale nie o węgiel chodzi czy kopalnie, ale o Śląsk jako całość!!!

W tej grze szytej grubymi nićmi, Polska występuje jako frajer, który ma grać znaczonymi kartami przeciwko zmówionym szulerom – to jedno . Animatorzy tej farsy oczekują tego, że Polacy tradycyjnie już będą przypatrywać się temu biernie – to drugie.

Tak to można wywnioskować przyglądając się zawartości tego „porozumienia”. I nie chodzi tu wcale o to, co w tym porozumieniu jest, ale o to, czego w tym porozumieniu nie ma. Otóż całe porozumienie jest tak sformułowane, jakby Polska była na księżycu lub co najmniej z daleka od EU, a w samej naszej Ojczyźnie dobrotliwych kmieci nie było ani jednego żyda, który tylko patrzy na to, aby móc coś „dopomóc”.

W zapisach porozumienia nie ma niczego, co może podpisać osoba znająca powagę swego urzędu np. sołtys, bo jego charakter jest mało poważny i w sumie niebezpieczny w swych nieprzewidywalnych konsekwencjach. Dokument nie zawiera niczego, co by dawało zabezpieczania przed zbójectwem EU oraz ukazywało środki niezbędne do likwidacji skutków tych dotychczasowych unijnych rządów na Śląsku. Gdzie trzeba stanowczo zaznaczyć, że negatywne skutki unijne pojawiły się w Polsce na długo przed samym przystąpieniem naszego kraju do tej apartheidowej organizacji. Są one owocem traktatu stowarzyszeniowego z UE, podpisanego już w grudniu 1991 r. przez rząd Olszewskiego.

Dokument nie ma żadnych deklaracji konieczności odbudowy Śląska jako całości i to nie jako „miejsc pracy”, ale jako ośrodka gospodarczego o rozmiarze krajowym – w tej właśnie kolejności. Bo nie o „miejsca pracy” tu chodzi, ale przemysł, który jest dobrem ogólnym. Przemysł taki – ogólnie rzecz biorąc – obsługiwany jest przez załogi fabryk i warsztatów oraz płaci godziwe pensje tym, którzy w tej działalności uczestniczą jako pracownicy najemni. „Praca” nie jest celem samym w sobie, ale środkiem. „Praca” jest skutkiem wielu okoliczności, która zawsze musi pojawić się przed jej rezultatem, a nie odwrotnie – co nie dla wszystkich Polaków jest oczywiste. Demagogiczny bezustanny bełkot o „prawie do pracy” odwraca uwagę od prawa do wolności – tu wolności gospodarczej – i obowiązkowi społecznemu służenia tą wolnością tak sobie, jak i ogółowi. W porozumieniu jest mowa o prawie do pracy i o prawie do zatrudnienia, oraz o pakiecie socjalnym, czyli o prawie do niepracy, ale nie ma nic o ładzie społecznym, w ramach którego mają się toczyć uczciwie wszystkie procesy społeczne, gdzie „praca” jest zaledwie fragmentem tych procesów. To demagogiczne bełkotanie o „miejscach pracy” nie jest niczym innym, jak sprowadzaniem górników do roli świń przy korycie, którym doraźnie rzuci się ochłap na pożarcie tylko po to, aby wygrać na czasie, a potem niech kto inny martwi się tym chlewem.

Dokument nie wspomina nic o strukturze przepływu tego dobra narodowego, jakim jest polski węgiel. Chodzi o to, że węgiel jako nośnik energetyczny strategiczny dla Polski oraz regionu, musi być traktowany po gospodarsku i jako taki musi być używany szczególnie pieczołowicie na zasadach gospodarczych, planowych oraz etycznych. A to wyklucza poddanie:

węgla,

kopalni,

infrastruktury,

organizacji zaopatrzenia oraz techniki spalania w elektrowniach i ciepłowniach w Polsce,

spekulacyjnym grom rynkowym, czy wydanie go na pastwę manipulacji komisarzy unijnych.

Dokument nie wspomina – nie deklaruje – tego, że Śląsk jest częścią Polski, a zasoby państwa są własnością Narodu, ale o to już właściwie nie mamy pretensji, bo coś takiego mógłby napisać jedynie faszysta. Ale nie ma tam mowy nawet o tym, co zrobić z węglem, który jest już wydobyty i czeka na sprzedaż prostą, co dałoby natychmiastowy zastrzyk paru miliardów złotych – a tego to już za wiele nawet dla mohera.

Problem jednak jest w tym, że Kopacz (premier) udaje, że nie zauważa tego, iż jest w szulerni i że ma grać znaczonymi karatami – chociaż biorąc pod uwagę prezentowy przez nią ogólny poziom intelektualny widzimy asumpt do przypuszczenia, że jej „niezauważanie” może mieć powody naturalne.

Kopacz prezentuje się w mediach z typowym kawiarnianym perorowaniem, z którego wynika jasno, że Polska gospodarka nie jest rozgrywana w pijackiej melinie, ale że podlega ogólnym regułom gry, że nie ma zmów kartelowych, nie ma managerów spółek, którzy celowo doprowadzają powierzone im przedsiębiorstwa do ruiny, nie ma emisji pustego pieniądza, nie ma ręcznego sterowania unijnego (widzimisię), ona nawet nie zauważa tak wielkich gigantycznych oszustw, jak wymuszenia rozbójnicze w ramach redukcji emisji spalin.

Kopacz i solidarni z nią związkowcy z takimi samymi głowami w obłokach – mgły naturalnej lub udawanej – chcą jeszcze raz zagrać przy zielonym stoliku z międzynarodowym oszustami, a 25 lat jednostronnej gry nie robi na nich żadnego wrażenia. Tym bardziej, z własnej strony zgodnie nie zauważają, że stawką tym razem jest już Śląsk jako region, a nie pojedyncze kopalnie, że zaczęła się gra o Śląsk jak region niemiecki, a nie Polski.

Wniosek, że gra o Śląsk właśnie się rozpoczęła, można łatwo wysnuć po zauważeniu fatalnego stanu gospodarki Śląska jako całości. Po totalnym i kompletnym prawie wyniszczeniu tam polskiej gigantycznej własności przemysłowej, której wielkość można było porównać z przemysłem średniego państwa europejskiego. Zredukowano tam gigantyczny majątek do wartości kupy gruzu, za którego uprzątnięcie trzeba jeszcze dopłacić – jest to interes do zrobienia dla tego, który ma nie tyle gotówkę, ile władzę, aby kupić to w jednym pakiecie. A że chodzi tylko o Śląsk, a nie o kopalnie, świadczy wysoka efektywność Bogdanki na Lubelszczyźnie, której Niemcy nie planują zagarnąć i dlatego nie musieli tam dokonywać sabotażu gospodarczego, ułatwiającego im wrogie przejęcie. Drugi fakt to kwestia cykliczności procesu niszczenia przemysłu, celem jego wrogiego przejęcia, to na tle gwałtownego wzrostu zapotrzebowania na paliwa w przypadku wojny na Bliskim Wschodzie. Ten okres właśnie nadszedł do swego końca i przy totalnym zniszczeniu bliskowschodniej infrastruktury wydobywczej oraz zamknięciu dróg transportowych ropy w tamtym regionie, ceny polskiego węgla w ciągu godziny wzrosną kilkakrotnie. Kopacz tego nie widzi i jest to prawdodopodopodbnie umówiona własność przyszłego prywatnego właściciela, który ani myśli za to płacić.

O akcji początku przejęcia Śląska w ręce niemieckie świadczy nagłe przebudzenie władz i restrykcje sądowe wobec krzykliwych autonomistów śląskich. Władzom nie chodzi o nic innego, jak po prostu o to, aby tę sprawę przekazania Śląska Niemcom załatwić po cichu i aby nie prowokować Polaków niepotrzebnym wyzywającym jazgotem zgermanizowanego ślązactwa.

Następnego dnia po podpisaniu porozumienia Kopacz powiedziała mediom, że naprawa stanu rzeczy w górnictwie będzie polegała na wybraniu z masy majątkowej kompanii najlepszych jej elementów, uzupełnienie braków, a tak wyszykowany zespół sprzeda się „inwestorowi”. Dzisiaj – poniedziałek – jeden z „wybitnych doradców finansowych w Polsce” powiedział, że jedynym rozwiązaniem polskiego węgla jest prywatyzacja.

Jeśli załogi uderzyłby w świadomość klasową i narodową buntując się w obliczu zmian własnościowych, to rząd podrzuci im trochę grosza w postaci akcji pracowniczych lub podobne. Kopacz ma dobre serce, „inwestor” nic nie zapłaci dodatkowo, bo te akcje lub bonusy sfinansują podatnicy .

Jest oczywiste, że koryto, przed którym będą zgromadzeni górnicy – beneficjenci porozumienia – będzie duże, ciężkie i ze szczerego złota, tak aby „inwestor” się nie obraził.

Kończąc, apeluję tym tekstem do dawnych kolegów – rozsianych po świecie – o przebudzenie z letargu nieodpowiedzialności: Polska jest na dzień przed rozbiorami, my stare „Solidaruchy” będziemy mieli nasz faktyczny udział w tej hańbie, trzeba coś czynić, aby tego uniknąć.

„Animatorzy tej farsy oczekują tego, że Polacy tradycyjnie już, będą przypatrywać się temu biernie – to drugie.”

Tak ma być i tym razem?

In Christo

Krzysztof Cierpisz

19-I-2015

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *