Kim Pan był, pułkowniku Kukliński?

Kim Pan był, pułkowniku Kukliński?

Skoro Szaweł był zapiekłym rabinackim wrogiem Chrystusa, winnym nawet śmierci chrześcijan, a stał się filarem Kościoła i Apostołem, to dlaczego nie mógłby zmienić się ktoś taki jak Kukliński? Historia pełna jest podobnych przemian – mówi w rozmowie z PCh24.pl historyk, dr hab. Sławomir Cenckiewicz o swojej najnowszej książce „Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”.

 

Napisał Pan o Kuklińskim, że jest jak biblijny Szaweł, który stał się Pawłem. Rozumiem porównanie do Kmicica, ale święty Paweł…? Nie przesadził Pan odrobinę, zważywszy chociażby na jego liczne pozamałżeńskie relacje z kobietami…?

 

Moje porównanie nie tyle miało nawiązywać do postaw postaci biblijnych i świętych, co miało ukazywać przemianę człowieka w dobrą stronę – z oficera LWP lojalnego wobec bolszewizmu, w krytyka systemu chcącego ratować Polskę i Polaków od atomowej zagłady. Stąd po porównaniu na wyrost do Szawła – św. Pawła, pojawiają się w moich rozważaniach postaci z polskiej literatury z Kmicicem na czele. Nawet jeśli Kukliński mocno później grzeszył – a któż z nas jest bez grzechu… – to i tak ostatecznie zwrócił się w stronę Dobra.

Spotkałem się z opinią, że Kukliński tak naprawdę nie był polskim, ale amerykańskim bohaterem.

 

Myślę, że nie mamy podstaw, by kwestionować patriotyczne intencje Kuklińskiego szukającego wsparcia w Waszyngtonie, by osłabić komunizm i Układ Warszawski. W tym sensie jest to na pewno postawa bohaterska i polska. A że swoją misję podporządkował Amerykanom… cóż, nie on pierwszy w naszych skołatanych dziejach żeby odwołać się do Pułaskiego, Kościuszki, czy nieco upraszczając Paderewskiego. Oto realizm i tragedia naszej geopolitycznej sytuacji i polskiej polityki – bez silniejszych trudno coś często dla Polski zrobić, przynajmniej w niektórych sytuacjach.

 

Ale Kukliński, dostarczając materiały Amerykanom, musiał się przynajmniej domyślać, że przysłuży się to głównie ich interesowi. Dowiodła tego zresztą reakcja Waszyngtonu na materiały dotyczące planowania stanu wojennego. Amerykanie uznali, że to lepiej, iż grudniową operację przeprowadzi generał w Warszawie, zamiast wojska Układu Warszawskiego.

 

To, co Amerykanie zrobili z wiedzą przekazaną przez Kuklińskiego to temat zupełnie odrębny. Nigdy agent nie wie, co z informacjami, które przekazuje zrobi tajna służba do pracy której się najął. W tym kontekście interesy agenta, nawet działającego z wysokich i patriotycznych pobudek jak Kukliński, może rozjechać się z interesem służby i państwa, z którym nawiązał tajną współpracę. To zupełnie oczywiste, że panem sytuacji w takim wypadku jest zawsze wywiad i jego polityczni zwierzchnicy, a nie jego agent. Na tym zresztą polega po ludzku tragedia agentów-patriotów, którzy myślą, że nad wszystkim panują, że sprawy idą w stronę przez nich wskazaną. Przykład wzięcia w obronę Jaruzelskiego przez Biały Dom, jako alternatywy dla sowieckiej interwencji w grudniu 1981 r., jest tego najlepszym przykładem.

 

Kukliński współpracował z WSW, miał także na koncie niechlubny epizod wietnamski, gdy tuszował popełnione tam zbrodnie. Jak to się stało, że „produkt” tamtego systemu, ów system zdradził?

 

Zastanawiałem się nad tym pisząc „Atomowego szpiega”. Doszedłem do wniosku, że po pobycie w Wietnamie – gdzie Kukliński rzeczywiście wykazał się wielką lojalnością, a nawet gorliwością wobec komunizmu i Moskwy – nastąpiła inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, co było dla niego sporym wstrząsem. Do tego Kukliński awansował w Sztabie Generalnym LWP i miał coraz szerszy dostęp do wiedzy, która wywołała w nim wielki wstrząs – w wyniku planowanej agresji wojsk Układu Warszawskiego na Zachód Polacy mieli się stać największymi ofiarami tej wojny. Nie mógł więc pojąć, że jego towarzysze broni wzruszają ramionami na każde pytanie o skalę ofiary, którą w interesie wojny Moskwy z Zachodem mieli złożyć Polacy.

 

Prawie 3,5 miliona Polaków miało zostać zgładzonych na początku wojny w wyniku odwetowego uderzenia NATO na blok sowiecki, który planował przemarsz tzw. II rzutu strategicznego przez Polskę na tzw. zachodni teatr działań wojennych. Blisko 400 uderzeń jądrowych w pasie Wisły, od Gdańska po Tatry miało uniemożliwić przerzut głównej siły natarcia na Zachód. Nie godząc się z tym i chcąc niejako wpłynąć na wyrównanie potencjałów wojennych pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem, nieposiadającym wcale przewagi militarnej nad Sowietami, Kukliński zdecydował się na współpracę z Amerykanami w roku 1972.

 

Czy jest możliwe, by człowiek z umysłem przemielonym przez sowiecką maszynkę zmieniał nagle front i stał się człowiekiem, któremu zależy na losach Ojczyzny? W kwestii jego współpracy z CIA pierwsze pytanie, jakie się pojawia to: jaki miał w tym osobisty interes…?

 

Skoro Szaweł był zapiekłym rabinackim wrogiem Chrystusa winnym nawet śmierci chrześcijan, a stał się filarem Kościoła i Apostołem, to dlaczego nie mógłby zmienić się ktoś taki jak Kukliński? Historia pełna jest podobnych przemian. Jak byłem młody bardzo fascynowała mnie postać Szkota Hamisha Frasera, który za młodu był bolszewikiem, a nawet walczył w Brygadach Międzynarodowych przeciwko Franco, a później nawrócił się na katolicyzm, stając się wielkim antykomunistą. Kiedy zaś nastąpiła katastrofa Vaticanum II bronił on Kościoła przed aggiornamento i wewnętrzną destrukcją wydając pisma, odezwy i książki.

 

Albo inny przykład: Rumun Ion Pacepa – najwyższy rangą uciekinier z bloku sowieckich – rumuńskich – tajnych służb, wiceszef MSW. Nikt nie obnażył na taką skalę wpływu KGB w procesie tworzenia czarnej legendy Piusa XII w książce „Disinformation: Former Spy Chief Reveals Secret Strategies for Undermining Freedom, Attacking Religion, and Promoting Terrorism”, która zresztą powinna ukazać się czym prędzej w Polsce. Jedna z najlepszych książek, jakie znam o dezinformacji. Zresztą przywołuję ją w „Atomowym szpiegu”.

 

Chcę przez te przykłady powiedzieć, że dobro jest zawsze silniejsze od zła i jak się chce można Złego pokonać.

 

Płk Kukliński był bardzo ceniony przez wpływowych ludzi z LWP i WSW. W książce cytuje Pan słowa m.in. Jaruzelskiego i Kiszczaka nie ukrywających zawodu po ucieczce „Jacka Stronga”. Czy te relacje były głębsze? Wykraczały one poza kontakty zawodowe?

 

W przypadku Jaruzelskiego nie wykraczały one poza sferę zawodową. W przypadku Kiszczaka możemy mówić o przyjaźni. W pewnym sensie również Siwicki zakolegował się z Kuklińskim, o czym świadczyć może nie tylko zaufanie, jakim obdarzył pułkownika, ale również krytyczne opinie na temat Jaruzelskiego, którymi się z nim dzielił w latach 1980-1981. W każdym razie Kukliński był na tyle blisko elity dowódczej LWP, że z czasem te relacje wymknęły się z ram przewidzianych w wojskowych regulaminach. Stąd też Kukliński oglądał dokumenty, do których formalnie nie miał tytułu, gdyż generałowie chętnie mu je pokazywali, prosząc chociażby o ich syntetycznie zreferowanie na piśmie.

 

Jakie były osobiste opinie Kuklińskiego o Kiszczaku i Jaruzelskim?

 

Jaruzelski w opiniach Kuklińskiego jawi się, jako wystraszony, nawet „galaretowany” ze strachu sługus Moskwy, choć jednocześnie inteligentny, pełen sprzeczności i wątpliwości, którego ostatecznie 13 grudnia 1981 r. pokonała ambicja polityczna i pycha nakazująca mu wierność Moskwie. Kiszczak to z kolei nieco głupiutki cwaniaczek, który jako ostateczny nadzorca wszystkich służb – cywilnych i wojskowych, pełni rolę osłony dla Jaruzelskiego w jego marszu po pełnię władzy.

 

Skąd wiadomo, że Kukliński nie był podwójnym agentem? Jaką można mieć co do tego pewność?

 

Nie ma jakichkolwiek śladów pozwalających uznać, że mógł współpracować z Sowietami. Rozważam wprawdzie w książce wariant zwerbowania go przez GRU na kursie w Moskwie, ale nawet jeśli tak by się stało, to ze względu na późniejszą działalność i weryfikację ze strony CIA, uznałbym to za grę, do której zresztą zachęciliby go sami Amerykanie. Myślę jednak, że to mało prawdopodobne, w każdym razie jego lojalność wobec CIA nie ulega wątpliwości.

 

Ostatnio bardzo modne jest snucie alternatywnych historii. Proszę powiedzieć, co mogłoby stać, gdyby płk Kukliński nie podjął współpracy z CIA?

 

Gdyby nie podjął współpracy to nie stałoby się nic! Byłby statystycznym oficerem i sztabowcem LWP, który dosłużyłby się stopnia generała. Gdyby natomiast nie musiał się ewakuować z kraju w 1981 r. zapewne prędzej czy później by wpadł w ręce WSW, chociażby w wyniku zdrady Aldricha Amesa w 1984 r., który „wysypał” KGB wielu szpiegów CIA w bloku sowieckim. Mógłby więc zawisnąć na linie…

 

Po 1989 roku płk Kukliński długo musiał czekać na rehabilitację. W książce szeroko opisuje Pan, w jaki sposób przeciwdziałali temu ludzie dawnego LWP. Jak wytłumaczyć jednak to, że kij w szprychy w tej kwestii sypali też ludzie związani w czasach komuny z „Solidarnością”?

 

Elity solidarnościowe, zarówno przez własną komunistyczną przeszłość, uwikłanie agenturalne, jak i strach przed gospodarzami Magdalenki, nigdy nie tolerowały „zdrajców komunizmu” wiedząc, że godzi to w podstawy systemu zbudowanego na Jaruzelskim i Kiszczaku. Stąd to właśnie elity solidarnościowe potępiły Kuklińskiego, ale i Hodysza, Rurarza czy Spasowskiego, zaś postkomuniści – szukając okazji do własnej atestacji i pełnej akceptacji przez Waszyngton – stali się paradoksalnie ich obrońcami. Oto paradoks naszych dziejów!

 

Jak Pan oceni wpływ ludzi LWP na dzisiejsze wojsko?

 

Myślę, że wciąż jest spory, a na pewno zbyt duży. Doceniam wymianę pokoleniową w polskiej armii, ale to duch Jaruzelskiego wciąż panuje w wojsku, które chroni tajemnic Układu Warszawskiego, broni dobrego imienia LWP, zamyka archiwa wojskowe przed badaczami i salwą honorową grzebie bolszewickich generałów i siepaczy. Sporo mamy jeszcze pracy przed sobą w tym względzie.

 

Po projekcji filmu „Jack Strong”, prezydent Bronisław Komorowski wychwalał zasługi pułkownika. Ile w tym było szczerości? Komorowskiemu zarzuca się bowiem bliskie relacje z postkomunistyczną WSI, której poprzedniczkę Kukliński wyprowadził w pole.

 

To prawda, że prezydent Komorowski jest silnie zakorzeniony w tych środowiskach i nigdy z nimi nie zerwał współpracy, o czym pisałem w „Długim ramieniu Moskwy”. Jego związek ze środowiskiem WSI jest znany, a dziś symbolem ich wpływów w Kancelarii Prezydenta jest pozycja osobistej tłumaczki Komorowskiego – prywatnie żony gen. Dukaczewskiego. Do tego dochodzą zadziwiające zachowania a nawet kontakty rosyjskie, że wymienię tylko akcję renowacji cmentarzy sowieckich i palenie zniczy na mogiłach bandytów z Czerwonej Armii z maja 2010 r. czy spotkania z płk. Nikołajem Patruszewem z FSB.

 

W przypadku zaś filmu o Kuklińskim, prezydent chciał się zapewne wstrzelić w społeczne nastroje, które przy okazji filmu Pasikowskiego przechyliły się w stronę Kuklińskiego. Kilka miesięcy po projekcji „Jacka Stronga”, jakby nie zważając na sprzeczności, uroczyście żegnał Jaruzelskiego również wychwalając go, jako żołnierza i polityka. Musimy się modlić o dobrego nowego prezydenta Rzeczpospolitej, a na razie o nawrócenie i opamiętanie obecnego.

 

 

Rozmawiał: Krzysztof Gędłek

Atomowy szpieg, Sławomir Cenckiewicz, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2014

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *