Tak czy owak Zenon Nowak

 za:  http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=14386&Itemid=119
 

Izabela Brodacka

 Do tych wspomnień skłoniła mnie tragifarsa jaką okazały się ostatnie wybory samorządowe.

26 stycznia 2011 roku pan profesor Tomasz Kazimierski (Faculty of Physical and Applied Sciences, University of Southampton) wygłosił w Aninie wspaniały wykład pod tytułem „ Obywatel wobec państwa w Polsce i Wielkiej Brytanii”. Dla zainteresowanych (http://jow.pl/wp-content/uploads/old/d6/wwa-anin-26.1.2011.pdf)  [Radzę ! MD]

Profesor Kazimierski jest prawdziwym znawcą problematyki ordynacji wyborczych. Głęboka wiedza matematyczna pozwala mu rozumieć i wytłumaczyć dlaczego przy zastosowaniu ordynacji większościowej dominują postawy centrowe, zbieżne z medianą. Tłumaczy się to faktem, że do negocjacji powyborczych ( the postelection bargaining ) ma zastosowanie teoria równowagi wybitnego matematyka Nasha znanego niestety szerokiej publiczności raczej jako schizofrenik z filmu „ Piękny umysł” (A Beautiful Mind ).

Równowaga Nasha ma miejsce, gdy każdy z graczy wybiera strategię optymalną względem strategii (równowagi) jego przeciwników. Z matematycznego punktu widzenia strategia optymalna jest korespondencją (correspondence), a nie funkcją gdyż wobec ustalonej strategii przeciwników gracz może mieć więcej niż jedną strategię, która maksymalizuje jego funkcję wypłaty.

Doświadczenie potwierdza, że przy ordynacji większościowej powstają na ogół dwubiegunowe sceny polityczne złożone z ludzi o poglądach raczej centrowych niż skrajnych. Prawo Maurice’a Duvergera tłumaczy to faktem unikania przez wyborców ryzyka.

W wykładzie profesora Kazimierskiego najbardziej zaciekawiło mnie jednak, szczególnie dziś aktualne, zagadnienie liczenia głosów. Pan Kazimierski puścił nam film pokazujący liczenie głosów w jednomandatowym okręgu wyborczym. Liczenie głosów odbywa się w miejscu publicznym, w świetle jupiterów w obecności dużej liczby kamer. Za czerwonym sznurem kłębi się tłum widzów. Każdy ma prawo fotografować i nagrywać co tylko chce. Komisarz osobiście, na oczach wszystkich otwiera urnę. Akredytowani przez nadzór centralny kontrolerzy też wchodzą gdzie chcą i sprawdzają co chcą.

Przy takiej liczbie obserwatorów nie ma możliwości dokonania najbardziej popularnego w Polsce fałszerstwa wyborczego, polegającego na unieważnieniu głosu przez dopisanie krzyżyka. Nie ma również możliwości sfałszowania protokółu elektronicznego , ani fałszerstw czy błędów dokonanych przez programy centralnie zliczające głosy. Wszystko rozstrzyga się lokalnie, na oczach setek ludzi. Dodajmy – osobiście zainteresowanych wynikiem. Trudno o lepszą kontrolę rzetelności wyborów.

Takie wybory są poza tym tanie, a kampania wyborcza nie jest opłacana z pieniędzy podatnika.

         Przy ostatnich wyborach zapaść centralnego systemu liczenia głosów zagłuszyła dyskusję na temat możliwości fałszowania wyborów w komisjach. Z własnego doświadczenia powiem jednak, że są one praktycznie nieograniczone.

         W czasie ostatnich wyborów prezydenckich byłam mężem zaufania. Na moich oczach panienka położyła „ kupkę” głosów oddanych na Jarosława Kaczyńskiego pod kupką głosów oddanych na Komorowskiego. Zwróciłam na to uwagę, poprawiono zapis, ale przewodniczący nie zgodził się na ponowne przeliczenie wszystkich głosów. Przy technice liczenia polegającej na rozkładaniu głosów na kupki i sumowaniu zapisów na poszczególnych kupkach możliwe są, nawet niezawinione pomyłki. Nikt ich nie wychwyci i nikt nie jest tym zainteresowany. Komisja skupia się wyłącznie na tym, żeby wszystko w protokole się zgadzało.

         Podczas wyborów parlamentarnych w 2011 roku byłam przewodniczącą komisji wyborczej numer 89 w Warszawie. Moje „przewodniczenie” traktuję jako osobistą porażkę. Komisja była niestety czysto żeńska w składzie i zupełnie nie potrafiłam nad paniami zapanować. Dowcipy opowiadane podczas liczenia głosów były- moim zdaniem- poniżej poziomu latryny w wojskowej jednostce. Pracowałam kiedyś w stadninie przy stanowieniu klaczy i naprawdę niewiele jest mnie w stanie zdziwić czy zgorszyć. A jednak oscylujące wokół lewatywy fantazje erotyczne pań z komisji (z racji ich pielęgniarskiego zawodu zapewne), doprowadzały mnie do desperacji. Atmosfera rozkosznej zabawy, wypisz wymaluj jak przy darciu pierza na wsi, utrudniała skuteczną interwencję.

Jeszcze cięższa do zniesienia od wulgarności pań była jednak dla mnie ich zwykła ludzka głupota. Przetrzymałam je z konieczności (nie przez złośliwość) bodajże do 4 rano. Przy oddawaniu protokołu na Wiśniowej wszystko idealnie się zgadzało. Miły pan woźny wrzucił przy mnie worki z głosami do piwnicy. Zapewnił mnie, że nikt nigdy do tych worków nie sięga. Wszelkie protesty wyborcze rozpatrywane są bez sprawdzania i ponownego liczenia głosów. Jeszcze bardziej mnie oburzyło, że odbierająca protokoły panienka uprzejmie radziła stojącemu w kolejce przede mną panu jak ma „poprawić” (czyli sfałszować) swój protokół, żeby wszystko się zgadzało to znaczy, żeby nie było sprzeczności wychwytywanych przez komputer i uniemożliwiających przyjęcie dokumentów. Pan skwapliwie z tego skorzystał i protokół przerabiał. Była godzina 5.05 dnia 10.10. 2011 roku. Co powinnam zrobić? Wezwać policję? W najlepszym przypadku zostałabym wyśmiana. Przekonałam się wówczas, że nikt nie traktuje wyborów poważnie, przede wszystkim na poziomie komisji.

Upewniły mnie o tym ostatnie wybory samorządowe. W poniedziałek rano załatwiałam coś w budynku Gminy Śródmieście. Wszędzie poniewierały się worki z kartami wyborczymi, interesanci wręcz po nich łazili. Było jasne, że trafią bez sprawdzenia do niszczarki.

         Doprowadzono do tego, że wybory traktuje się jako jakiś nowy świecki obyczaj bez praktycznego znaczenia. Upieranie się przy ważności wyborów, przy całkowitej zapaści systemu, to moim zdaniem eksperyment socjotechniczny sprawdzający czy obywatel przyjął już do wiadomości i w pełni zaakceptował, że jego udział w wyborach to czysto rytualny gest, a demokracja jest tylko listkiem figowym ukrytej realnej władzy.

Tekst drukowany w numerze 48 (389) Gazety Warszawskie

Jedna myśl nt. „Tak czy owak Zenon Nowak

  1. Jacek

    A ja znam parę osób, ktore traktują swoją pracę przy wyborach poważnie.
    Nie podam ich nazwisk, bo po co im robić przykrość.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *